Po raz pierwszy odkrylam go w celu wylacznie krajoznawczo-poznawczym, jako interesujacy element sielskiego krajobrazu belgijskiej wsi. Wybierajac sie wieczorami na rower o ile nie jezdze wzdluz kanalu, mam wlasnie takie widoki jak ponizej. (Choc oczywiscie tutaj mlyn jest dodatkiem specjalnym).
Mlyn w Moulbaix en face:
A tutaj z nieco innej perspektywy ;)
Obecnie odkrylam go w celu... konsumpcyjnym. :D Bo mlyn nie dosc ze wciaz pracuje, to jeszcze obok niego jest sklepik, w ktorym sprzedawana jest mielona w nim maka + maka sprowadzana z Francji + rozne inne dziwne bio-przysmaki, ktorych ze swieca szukac w innych sklepach. Do tego kupilam sobie jeszcze ksiazeczke "Przepisy z Moulbaix", ktora zawiera mnostwo przepisow na smaczne pieczywko i bede je powoli testowac w domu.
A tutaj moja przyszla maka... Moj przyszly chleb...
3 komentarze:
Az Ci pozazdroscilam takich miejsc:)) Piekne zdjecia i oczekuje przepisow z nowej ksiazeczki. Pozdrawiam
Agato, zaloze sie, ze ja Tobie tez mialabym czego zazdroscic. ;)
A przepisy beda, juz za chwileczke, juz za momencik...
Piekne! rowniez zazdraszczam :)
Prześlij komentarz