wtorek, 8 kwietnia 2008

Suflet z mango i wanilia

Jako, ze ostatnio chodze sobie po roznych forach i blogach szukajac inspiracji do wykorzystania roznych produktow, ktore mam w domu (zanim sie zepsuja) ostatnio trafilam na Suflet z mango i wanilia i postanowilam sprobowac swoich sil.



Jako, ze chyba nigdy (a przynajmniej nigdy swiadomie) nie zetknelam sie z sufletem postanowilam najpierw sprawdzic co to dokladnie jest. Znalazlam taka oto definicje:
Suflet - potrawa z utartych żółtek i ubitej piany z białek z dodatkiem owoców albo warzyw, zapiekana i podawana na gorąco (wg Wikipedii).

Suflet z mango i wanilią:

(przepis zmodyfikowany w praktyce przeze mnie, na 4 okragle miseczki o srednicy 9 cm, wysokosci niecalych 5 cm.; autorka podawala podwojna ilosc skladnikow na miseczki o srednicy 10 cm.)

  • 175 ml mleka

  • 75 g drobnego cukru

  • pol laski wanilii

  • 3 jajka,

  • 25 g maki

  • polowka dojrzałego owoca mango

  • maslo do wysmarowania foremek i cukier do ich posypania
Foremki wysmarowac maslem i obsypac cukrem. Mleko z 20 g cukru oraz ziarenkami wanilii pogrzać na malym ogniu i doprowadzic do wrzenia. Oddzielic zoltka od bialek i utrzec z 15 g cukru na krem. Dodac make.

Do kremu z zoltek wlac gorace mleko, caly czas mieszajac trzepaczka. Przelac wszystko do rondelka i gotowac na malym ogniu caly czas mieszajac. Powinno powstac cos na ksztalt gestego budyniu. Odstawic do ostygniecia.

Bialka ubic na szywna piane, pod koniec ubijania dodajac 40 g cukru. Dodać 1/3 piany do masy zoltkowej i doklanie wymieszac. Reszte piany delikatnie wmieszac lyzka, wrzucajac jednoczesnie kawalki mango. Mase przelozyc do foremek az po brzegi.

Piec nieco ponad 10 minut (moje pieklam chyba odrobinke za krotko) w piekarniku rozgrzanym do 200°C.



Jakiez bylo moje zdziwienie, kiedy po pierwsze: suflet pieknie mi wyrosl (czytalam, ze trudno go utrzymac i czesto szybko opada, wiec komu jak komu ale Amebie i to za pierwszy razem zdecydowanie powinien opasc). A po drugie pod upieczona skorupka zamiast jakiegos ciala stalego, ktorego sie spodziewalam byl... budyn, jak najbardziej plynny.

Juz myslalam, ze cos zle zrobilam, ale maz powiedzial, ze tak ma byc. No to skoro maz tak mowi, znaczy sie pierwszy suflet wyszedl udany. Sprobowalam. Mniam, mniam... Tylko nastepnym razem chyba dam mniej cukru, bo jakis taki bardzo slodki wyszedl.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Hmm chcialam tylko zauwazzyc, ze suflet to najtrudniejsza rzecz w kuchni a tobie taki piekny wyszedl :)to mowilam ja emczyslawa :)

Ksiezniczka z Krainy Deszczowcow pisze...

Dzieki Magda, ja poki co nie zauwazylam, ze byl trudny. Trudno mi bylo tylko odwazac te minimalne ilosci roznych skladnikow. ;) A jak przy tym nabalaganilam...